
„Walka z żywiołem – życie po DANA w Walencji” – relacja Aleksandry Maszyńskiej, studentki Kolegium MSI.
WALENCJA październik – listopad 2024
OBRAZ MIASTA
W Walencji – jednej z najpiękniejszych hiszpańskich wspólnot autonomicznych – od pewnego czasu życie biegnie inaczej.
Ludzie w ubłoconych ubraniach, zniszczone drogi, przewrócone samochody stały się smutnym obrazem tego pięknego miasta.
Wszystko za sprawą DANA (depresión aislada en niveles altos), czyli niskociśnieniowej depresji atmosferycznej wywołującej opady i powodzie.
Intensywne deszcze doprowadziły do jednej z najdotkliwszych powodzi ostatnich dekad. W ciągu zaledwie kilku godzin spadła roczna suma opadów w Walencji.
Zaczęło się w spokojny wtorkowy wieczór, gdy wszystkie telefony rozbrzmiały zapowiadając alert obrony cywilnej.
Głośny dźwięk zerwał na nogi mnie i wszystkich domowników. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że gdy wprowadzono alert o potencjalnych powodziach kilka miejscowości było już pod wodą.
Niedługo potem, otrzymałam maila o odwołanych zajęciach na uczelni. Nikt z moich znajomych nie wiedział co się dzieje przecież w centrum miasta nawet nie padało…

ALERT SPOŁECZNY w MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH
Wkrótce, w mediach społecznościowych pojawiały się filmy przedstawiające zniszczenia, zrozpaczonych ludzi i wszechobecną wodę.
Większość ofiar była bezbronna w starciu z żywiołem. Nikt nawet nie wiedział o zbliżającym się zagrożeniu. Deszcz spadł nagle. Ludzie żyli codziennym życiem, podczas gdy zbierająca się woda zamieniła się w niebezpieczny i rwący potok. Szybko pojawiły się pierwsze informacje o zaginionych osobach.
Ofiary powodzi długo nie mogły liczyć na pomoc ze strony służb ratunkowych.
W obliczu bezczynności władz, Hiszpanie zaczęli organizować pomoc na własną rękę. Wielu z nich brało wolne w pracy, by jako wolontariusze udać się na zalane tereny. Nie byli przygotowani do pracy w ekstremalnych warunkach – brakowało odpowiedniego sprzętu i odzieży. Pomimo trudności, pierwsi ochotnicy zjawili się już w środę.


„AYUDAR” to po hiszpańsku „POMOC”
Mijały kolejne dni. Służby ratunkowe wciąż nie przybywały. Nie była to kwestia ich niechęci do działania! Strażacy, policjanci i ratownicy publikowali w internecie apele do władz o pozwolenie na wyjazd w teren.
Francja zaoferowała wsparcie i wysłanie do Hiszpanii swoich jednostek. Hiszpańskie władze odrzuciły propozycje pomocy. Dlaczego? Pablo, mieszkaniec Walencji, w rozmowie wskazuje na konflikt polityczny między władzami wspólnoty autonomicznej a rządem krajowym.
Decyzje polityczne miały wpłynąć na brak zgody na przyjęcie pomocy zewnętrznej oraz na zaniedbania w informowaniu ludności o zbliżającej się powodzi.
Pierwsze oficjalne jednostki ratunkowe zostały wysłane pod koniec weekendu.
Wizyta monarchy na zalanych terenach wywołała mnóstwo negatywnych emocji. Oburzeni i rozgoryczeni ludzie obrzucali błotem samochód króla i towarzyszące mu pojazdy.
Hiszpanie są oburzeni postępowaniem władz i żądają ich odwołania. W mieście trwają protesty.

Mieszkańcy Walencji przyznają w rozmowie, że przyczyną zaistniałej sytuacji jest przede wszystkim walka polityczna dwóch opozycyjnych partii. Przed ulewami nikt nie został poinformowany o potencjalnym zagrożeniu. Władze bardzo długo zwlekały z zaalarmowaniem mieszkańców. Ludzie byli nieświadomi niebezpieczeństwa, co miało bezpośredni wpływ na liczbę ofiar. Oficjalnie podaje się ok. 230 zmarłych. Nieoficjalnie mówi się o 1000 osób .
HISTORIA
Kraj jest wstrząśnięty tragicznymi historiami ofiar. Jedna z najbardziej poruszających dotyczy 34-letniej Lourdes, jej męża Antonia i ich trzymiesięcznego dziecka. Historię Antonia i jego rodziny opowiedział mi Pablo, mieszkaniec Walencji. Historia jest znana wśród wszystkich Walencjan. Jest też opisana w wielu artykułach w internecie: gdy woda zaczęła zalewać ulice, Antonio zdecydował się ukryć żonę i niemowlę na najwyższym dostępnym mu punkcie. Był to dach jednego z samochodów. Sam nie zdążył znaleźć schronienia i został porwany przez nurt wody. Lourdes z dzieckiem pozostała na dachu. Zdążyła jeszcze zadzwonić do niani, prosząc, by zaopiekowała się starszymi dziećmi. Po chwili połączenie zostało przerwane. Woda porwała Lourdes i jej trzymiesięczne dziecko. Oboje zginęli. Antonio przeżył.

Alert został także wysłany m.in. w języku angielskim. Treść komunikatu: Ze względu na ulewne deszcze i jako środek zapobiegawczy należy unikać wszelkiego rodzaju przemieszczania się w prowincji Walencja. Należy zachować czujność i śledzić przyszłe powiadomienia za pośrednictwem tego kanału i oficjalnych źródeł. (Tłum. M.P.)

Centrum Walencji, gdzie mieszkam, nie zostało zalane, dlatego uniknęłam najgorszego. Woda zatrzymała się około 30 minut jazdy samochodem od mojego mieszkania.
Ostatnia powódź w Walencji miała miejsce w XX wieku. Choć spowodowała znaczne zniszczenia, nie dorównywały one rozmiarem szkód wywołanych przez DANA.
Po tamtej katastrofie zmieniono bieg rzeki Turia, co uchroniło zarówno mnie, jak i innych mieszkańców centrum miasta przed bezpośrednim zagrożeniem życia.

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ …
Życie toczy się dalej, ale uśmiechnięci dotychczas mieszkańcy są w większości przygnębieni i poruszeni. Uniwersytety są zamknięte i prawdopodobnie tak pozostanie do końca semestru. Wszystkie zajęcia odbywają się zdalnie, a konferencje i wydarzenia kulturalne zostały odwołane.
Pomimo trudności, Walencja pozostaje miastem, w którym ludzie starają się działać wspólnie i wspierać nawzajem. Organizowane są akcje pomocowe i zbiórki na rzecz osób, które najbardziej ucierpiały na skutek powodzi. Wszyscy, od najmłodszych po najstarszych mieszkańców, aktywnie uczestniczą w działaniach, które mają na celu odbudowanie miasta i okolic.

Autorką tekstu jest Pani Aleksandra Maszyńska – studentka Prawa i Filologii hiszpańskiej w Kolegium Międzydziedzinowych Studiów Indywidualnych UWr, która obecnie przebywa w Walencji w ramach programu Erasmus.